-Cholera.-zamruczała.
Zegar wskazywał 8:24, ale nie to ją interesowało.
27/12/10.
Trzy dni do sylwestra.
Trzy dni a już drugiego stycznia musi być u jakiejś babci w domu, Na tydzień.
A wszystko przez to, że zrobiła rozróbę w barze. Przez 168 godzin będzie chodziła na zakupy, odkurzała lalki z porcelany , podawała pod nos jarzynki i pilnowała częstości wypróżnień samotnej sześćdziesięciolatki.
Najgorsze jest to, że nie wie gdzie.
Położyła telefon z powrotem na stoliku, złapała kawałek kołdry i odwróciła się w stronę Justina.
Patrzyła się na kształt jego szczęki. Jej uwagę przykuł lekki zarost i wcale nie pod nosem.
-Powinieneś się już golić.- szeptała.
Uśmiechnął się od ucha do ucha, objął ją w talii i znalazł się nad nią. Jego ciepłe oczy spojrzały na nią z czułością, poczuciem bezpieczeństwa i miłością.
Jego myśli wariowały, a ona nie zdawała sobie z tego sprawy.
-Jak długo już nie śpisz?
-Jakieś pięć minut?- przewrócił oczami, po czym ją pocałował.
Gdy usłyszała szum rozsuwanej kabiny, a chwilę później wodę, ze spokojnej i ułożonej pozycji, wylądowała na kolanach przed łóżkiem.
Podniosła materac i wyjęła z pod niego woreczek. Otworzyła go i mocno się zaciągnęła.
-Jak mi ciebie brakowało siostro... - wyciągnęła skręta i schowała woreczek z powrotem pod materac.
Za etażerką miała przyklejoną zapalniczkę na taśmę, oderwała ją i chciała już podpalić skręta i wyjść na balkon, ale jej telefon zaczął dzwonić.
Odebrała i usłyszała hiszpańską kłótnie.
-No querrás decir. salir de aquí! Voy a llamar!
-Hej! Ludzie marnujecie mój czas! - przejechała jointem pod nosem.
-Zamknij się Loren! - wydarł się mężczyzna po drugiej stronie.
-Że co?! - odpowiedziała zbulwersowana Selena. Dopiero po chwili doszła do wniosku, że nie ma na imię Loren, więc puściła to płazem.
-O. Jest już Pani.- odezwał się wreszcie do niej.- Em... przepraszam- zaczął się jąkać. Kaszlnął, a ona zachichotała. Bał się jej i jej reakcji.
- Czy mówię z Panną Gomez? - gdy się już ogarnął, mówił już tonem profesjonalisty.
-Tak, tak to ja i streszczaj się facet, bo czas to marihuana, a ona czeka. -przewracała jointa pomiędzy palcami.
-Oczywiście, -odpowiedział trochę zdziwiony -a więc będę się streszczał. Nazywam się George Adam Wing i jestem właścicielem firmy AFF. Jak Pani pewnie wie produkujemy tkaniny ... -przerwał czekając na potwierdzenie.
-Oczywiście, że wiem -skłamała.
-Nasza siedziba znajduje się w Barcelonie w Hiszpanii. Dziś organizujemy oficjalną prezentację stworzonej przez nas nowej tkaniny.
-A co ja mam z tym wspólnego? - zapytała oburzona, przechodząc z nogi na nogę. - Tak jak już mówiłam streszczaj się.
-Pomyślałem, ze skoro znajduje się Pani na Teneryfie, chciała by zobaczyć nasz produkt.
-Yhy...-za bardzo przynudzał. W końcu stwierdziła, ze dziś-bynajmniej tego ranka- nie zapali.
-A nawet zostać jego twarzą.- Justin wyszedł z łazienki. Nie zauważyła tego, tylko poczuła. Objął ją w pasie zaczął całować wzdłuż szyi. W ręce nadal trzymała skręta i nie wiedziała co zrobić. Odwróciła się w jego stronę, jointa wrzuciła pod łóżko.
-A kiedy to by było?-powiedziała do Georga. Justin spojrzał na nią zdziwiony.
-O osiemnastej.-odpowiada zdecydowanym tonem biznesmena z wieloletnim doświadczeniem.
-Dwa miejsca.-powiedziała i się rozłączyła.
Telefon odrzuciła i pocałowała Justina.
Podciągnął jej pośladki, aby oploty jego idealne biodra.
Ich zęby się zderzyły, po czym zastąpiły to języki. Przypiął ją do ściany, a ona ściągnęła mu koszulkę. Stwierdziła, że tym razem doprowadzi to do końca nie ucieknie do Ladij'a czy striptizerek.
-Poprosimy więc o dwa steki z polędwicy, średnio wysmażone, sos bearnaise, dostępne świeże warzywa i purée. A i kartę win.
-Oczywiście. - Kelner zaskoczony jego chłodnym tonem, odchodzi.
Justin odkłada iPhona. Jego zachowanie zdziwiło nie tylko kelnera.Mnie także. Chciał pokazać swoje umiejętności...przywódcze. Ale co jak co, ale lubie wybrać co chce zjeść.
-A jeśli nie lubię purée lub steków, bynajmniej średnio wysmażonych?
-Błagam...
-Kontynuuj-wtrąciłam-Lubie jak błagasz-poruszyłam brwiami.
Zaśmiał się.
-Wiem, że to kochasz.-nagle z niedojrzałego Justina wyrosło dwóch innych.
Kelner wrócił z kartą win.
-Masz ochotę wybrać wino?-pyta, unosząc wyczekująco brew.
-Dwa kieliszki Shiraz Valley.
-Wino sprzedajemy tylko na butelki, proszę Pani.
-W takim razie niech będzie butelka- warczy Justin.
Młodziutki kelner odchodzi przygaszony i wcale mu się nie dziwiła
Zmarszczyła brwi, patrząc na Justina.
Szybko mi poszło- pomyślała.
Jej wewnętrzna królowa umiejscowiona w samym środku jej psychiki budzi się, przeciąga sennie i uśmiecha, sięgając po sziszę.
Dość długo musiała spać.
~*~
ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI INFORMOWANI !!!
WSZELKIE PYTANIA ODPOWIADAM NA ASK'U!
10KOM=NN.